Obecność 2 - czyli czy horrory potrafią jeszcze przestraszyć?

Dobra pierwszy artykuł na nowym blogu, więc musi to być coś ciekawego i dość świeżego, ale zanim zacznę się tu roztrząsać, to wielkie podziękowania należą się takiemu jednemu co jest autorem nazwy bloga ( tu zajdziecie jego insta wejdźcie koniecznie), gdyby nie on to byłaby pewnie jakaś inna siajowa nazwa- a jak wiadomo nazwa najważniejsza. Dlatego jeszcze raz wielkie dzięki. Dziękuję też takiej jednej Oli, bez której zginęłabym w odmętach HTML'u i stałabym się przegrywem foreveralone i wg. I coby dużo nie mówić dalej, to przy okazji jestem wielką fanką horrorów, i to powinno wystarczyć byście czuli się uprzedzeni, że ta recenzja to będzie jedno wielkie marudzenie znerdziałej marudy. Więc nie ma co przedłużać, zaczynajmy!


Pojawienie się Obecności 2 nie powinno kogokolwiek dziwić, ponieważ po zaskakująco dobrze radzącej sobie w box offisie części pierwszej, dwójka była już tylko oczywistością ->w końcu haj$ musi się zgadzać !!

Niestety często bywa tak, szczególnie wśród horrorów, że kontynuacje nadają się tylko do tego by się nimi podetrzeć, no chyba, że ktoś jest masochistą i lubi klimaty kanalizacyjne, nie oceniam...Dlatego idąc do kina na kolejną Obecność z góry szykowałam się na najgorsze.


A tu nagle niespodziewane Kaboom! Ku rozczarowaniu pesymistów, w tym także mnie, wkracza spore zaskoczenie, dlatego że James Wan nie spartolił swojej roboty, i nie, nie ma fajerwerków. Ale nie jest źle, co jest chyba najważniejsze prawda! Mając 2x większy budżet niż przy poprzedniej części widać, że wiele szczegółów jest lepiej dopracowane wizualnie.Pojawia się nawet kilka scen wartych uwagi. Sam zamysł przedstawiony został dość ciekawie i moim zdaniem bardziej udanie niż w jedynce. Ale nie słodźmy za dużo bo czas teraz na marudzenie.


A u jest dość grubo, bo już na początku największą bolączką wydaje się być z fabuła. Która jest krótko mówiąc koszmarnie schematyczna, co więcej bardzo podobna do poprzednika i nie piszcie mi w komentarzach, że to na faktach i wg, bo to, to ja wiem, i to akurat nie ma nic do rzeczy, ponieważ na autentyczniej historii reżyser sobie tylko luźno bazuje. Główną historię miesza z innymi sprawami, oraz dodaje dużo od siebie. Przy okazji nie chodzi również o to, że ma to być fabuła na miarę Oskara, ale dobrze by było, gdyby nie była szyta tak grubymi nićmi, które wypatrzy nawet 6-cio latek dodatkowo taki średnio rozgarnięty na umyśle. Ale nie wybiegajmy w przód zacznijmy od początku.

Tak więc powraca dobrze znane małżeństwo Warrenów, które tym razem zmagać się będzie z najgłośniejszym i najlepiej udokumentowanym przypadkiem zaobserwowania zjawisk paranormalnych. Mowa tutaj o wydarzeniach mających miejsce w 1977 roku w Anglii. Przesławni badacze będą musieli tym razem pomóc nękanej przez demona rodzinie Hodgsonów, która wystawiona na działanie paranormalnych zjawisk stanie pod ścianą nie mając się do kogo zwrócić. Co ciekawe sama policja będąc świadkiem wydarzeń ucieknie udając, że nic w tym domu nie widzieli. Takie sytuacje, a jest ich kilka, są na duży plus, bo Wan pokazuje nam wielu świadków, którzy również stają się obserwatorami, scen mrożących krew w żyłach, dając dzięki temu złudzenie, że nie jest to tylko wymysł małej dziewczynki, ale inni również się z tym stykają. W tym samym czasie Loarrine doświadcza dziwnych wizji z pewną, jakże sympatyczną siostrą zakonną na czele, która za swój życiowy cel obrała sobie nadzianie na wielki pal jej męża Eda.
Niestety jak się już po pierwszych 20 minutach nie trudno domyśleć wizje protagonistki i nawiedzenia w Enfield w pewien sposób się połączą. Chodź mimo tej oczywistości widz trochę sobie na to będzie musiał poczekać, oglądając na przemian sprawę Eda i Lorraine, oraz straszenie u Hodgsonów. Wreszcie kiedy już dochodzi do połączenia obu spraw identycznie jak w poprzedniej części znów mamy śledztwo, chodź lepiej rozpracowane wizualnie i zabierające mniej czasu niż poprzednio. W trakcie atmosfera nieprzerwanie gęstnieje co jest na duży plus. Jednak tworząc ten niepokój w pewnym momencie tempo akcji zaczyna coraz bardziej siadać i pojawiają się spore dłużyzny, które obowiązkowo muszą być bezsensowne przegadane.
Wreszcie po ponad godzinie dochodzimy do wielkiego rozczarowania, które całkowicie na pewien czas spowalnia fabułę, czyli do znanej kliszy o nazwie nieporozumienie, wykorzystanej w produkcji kompletnie bez sensu. Wciśnięta tu na siłę niszczy pierwszą połowę filmu i powoduje, że staje się ona nie logiczna. Ale wracając do fabuły Warrenowie uznają straszenie w Enfield za oszustwo i postanawiają wracać do domu i zastanowić się czy to nie czas już na emeryturę. Szczególnie Loarrine o to zabiega doświadczając wciąż creepy wizji.

Ale czy na pewno Warrenowie zostawią demoniczne Enfield??

No przecież oczywiście, że nie,  a znak przychodzi aż prosto z niebios, no bo skąd by indziej. Natchnieni demonolodzy zawracają. I tak dochodzimy do finału, którego nie zamierzam wam zdradzać, ponieważ jest to niewątpliwie najlepsza część filmu, na którą warto czekać całą większość seansu. Bo po tym fragmencie zaczniecie zupełnie inaczej patrzeć na swój dom, zastanawiając się nad tym czy aby na pewno nic nie egzystuje gdzieś dodatkowo i się wam nie przygląda teraz z jakiejś małej szczeliny....... 

Aktorstwo w filmie jest dobre/poprawne, może bez większego wow, ale na pewno lepsze niż w poprzedniej części. Samo osadzenie filmu w latach 70 ubiegłego wieku, bez technologii, czy demonów straszących nastolatków z komórek bezsprzecznie daje powiew nowości. W zamian znanych nowoczesnych podejść do tematu, mamy retro ale w dobrym wydaniu, co daje specyficzny i bardzo pasujący do całej serii klimat. Muzyki jest nie wiele, a większość scen napędza cisza, dzięki czemu straszne sceny naprawdę stają się straszne. Bo jak dobrze wiecie nic nie napędza większej trwogi jak cisza, cisza, cisza i buch gdzieś pojedyncze skrzypnięcie. A w tym momencie pół sali ma w kinie zawał.....

Ogólnie Obecność 2 może nie jest wybitna, ale na pewno nie jest zła, więc jeśli tylko macie teraz czas to zapraszam was do kina. Bo mimo kilku wad, film jest na tyle solidny i ciekawy, że warto się na niego wybrać. 

W mojej ocenie Obecność 2 otrzymuje mocne 6/10 głównie za ostatnie 30 minut i coś mi mówi, że z rodziną Warrenów, jeszcze się spotkamy na dużym ekranie.




Komentarze

Popularne posty