Wyższe marudzenia o mało inteligentnym festiwalu radości.- Festiwal Kolorów od kuchni.

Wyobraźcie sobie taką sytuację, okropny upał, słońce smaży ci skórę, brak jakiejkolwiek chmurki, a dookoła tysiące ludzi zebranych tylko po to aby przeciskać się przed ciebie, szturchać cię łokciami i przy okazji obrzucić kolorowym proszkiem. Zresztą pomijając ten proszek to scena prawie jak z pod Lidla przed otwarciem sklepu, kiedy jest jakaś nowa kolekcja. Wiem o czym mówię, to jest wyścig z czasem, a i tak najszybsze okazują się starsze babcie. Tak te babcie, które potem w autobusie stoją nad tobą robiąc ci wewnętrzne wyrzuty sumienia, chociaż wokół są jeszcze wolne miejsca. Ale wracając do tematu. 

Chmura nad ludźmi utworzona z kolorowego pyłu. 

Chcę dziś z wami podzielić się moimi przemyśleniami na temat, pewnego kiczowatego festiwalu na, którym ostatnio byłam, a mowa oczywiście o Festiwalu kolorów. Czyli tym jedynym dniu w roku kiedy możemy wypuścić na świat swojego głęboko ukrytego demona i pójść wyrzucać w pizdu kolorową kredę brudząc wszystkich dookoła. Pewnie zastanawiacie się teraz jak dałam się namówić na taką głupotę. Prawda jest taka, że poszłam tam z własnej nieprzymuszonej woli, co więcej byłam na tym festiwalu już drugi raz. O ile ja chodzę po to aby zrobić ładne zdjęcia, to fascynują mnie te tysiące ludzi, którzy przychodzą zmarnować tam swój czas, nie mówiąc już o ubraniach. No bo nie ukrywajmy to nie jest dynamiczny festiwal, jak by się mogło wydawać. Mimo, że przychodzą na ten spęd tysiące to pod samą  sceną wszyscy zbierają się i tak dopiero na 2 minuty przed wyrzutem aby sobie odliczyć wspak do 10 i wyrzucić w powietrze całe 10 złoty. Tak ten proszek kosztuje dziesięć złoty! I nie, nie dają nam całej beczki kredy, tylko za te dziesięć złoty polskich otrzymujemy zaledwie parę gram. Oczywiście prawdziwi janusze już zawczasu uzbrajają się w własny pył, kupując go gdzieś w internecie. Tyle, że muszą liczyć się z tym, że mogą zostać nie wpuszczeni, kiedy ich ochrona w przejściach wyłapie. Po za tym jest zakaz wchodzenia z wodą i innymi napojami, serio przynajmniej w łodzi tak jest, każą wyjąć i zostawić przed placem.( Jeśli ktoś z was wie dlaczego niech koniecznie napisze w komentarzu pod postem, bo jestem bardzo ciekawa wyjaśnienia, a nikt nie chciał mi go udzielić. -.- ) Jednak kiedy już zostaniemy puszczeni, przepchniemy się na dogodne miejsce i odczekamy swoje to dzieje się coś co zapiera dech w piersiach. Następuje minuta zero i burza kolorów wznosi się w powietrze i to tak naprawdę jedyny warty uwagi fragment wydarzenia. Bo przez chwilę można poczuć się jak w bajce, mimo że jest się stłoczonym jak konserwa w puszcze z tysiącami innych osób. Jeszcze ci co są wysocy to mają nie najgorzej, jednak ja i moje 159 centymetra dusimy się w odmętach tysiąca rąk.

Wyrzut kolorów w powietrze.

Nietrudno zgadnąć, że sam wyrzut trwa tylko chwilę, a wraz z opadającą smugą, pustoszeje plac przed sceną, zostawiając artystów samych sobie, którzy bez owocnie próbują upływającą masę zachęcić konkursami, czy obietnicą dobrej zabawy do zostania pod sceną. Oczywiście zostają nieliczni, którzy prawdopodobnie nawdychali się za mocno tego pudru i naprawdę wierzą w to, że będzie ciekawie. Co robi reszta w tym czasie? Część idzie sobie kupić coś do jedzenia, proszek i takie tam. A reszta czyli większość ludzi usadawia tyłek gdzieś w pobliżu na trawie i czeka do następnej godziny. Jak ma ktoś szczęście to uda mu się znaleźć prestiżowe miejsce w cieniu, ale że to tylko dla wybranych, głównie tych co szybko biegają albo przyszli na festiwal godzinę wcześniej i sobie rozstawili swój bunkier. Składający się z obowiązkowego kocyka, ręczniczków, butelek z wiadomą zawartością i samych rezydentów. Reszta musi obejść się smakiem i przypiekać na pokrytej trawą patelni. I tak mija ten czas okraszony co godzinnym wyrzutem kolorów i jakimiś atrakcjami, które sporą większość nie interesują. Aż nie zrobi się zupełnie ciemno kiedy to wszyscy bez aut postanawiają wrócić, bo jak to z komunikacją miejską bywa, szczególnie tą na peryferiach, że 22:00 i mamy cię w dupie, wracasz z buta. W taki o to sposób kończy się festiwal, a nam zostaje wrócić do domu przemykając przez ulice pełne ludzi, którzy nie mogąc się powstrzymać będą wciąż odwracać się w twoją stronę. Wejść do łazienki i zmyć siebie kosmitę oraz mieć nadzieję, że te biedne ubrania jednak się wypiorą. 

Uchwycony moment opadania pyłu po wyrzucie kolorów. 

Znacie już relację  więc teraz czas na trochę faktów. Samo wydarzenie swój pomysł zerżnęło całkowicie z hinduistycznego święta radości i wiosny, usuwając z niego wszelkie tradycje i zostawiając sam wyrzut barwnika w powietrze. I ku zaskoczeniu pewnych dzieci, których rozmowę miałam przyjemność usłyszeć, festiwal ten masowo rozrasta się pochłaniając coraz więcej państw, których mieszkańcy czują potrzebę ciśnięcia w siebie kolorowym pudrem ten raz w roku. W Polsce odbywa się od 4 lat z czego ja, byłam na jego 2 odsłonach. Jeśli chodzi o jakieś przesłanie to próżno go szukać, bo takiego nie ma. To porostu rzucanie barwnikiem, które nic za sobą nie niesie, pomijając zdjęcia na fb. Mimo tej ubogości atrakcji jaką oferuje festiwal, bo nie ukrywajmy jedyne co jest warte w nim uwagi to ten wyrzut, i tak co roku przychodzą na niego tysiące ludzi. Powiem wam szczerze, że z roku na rok będzie ich coraz więcej i ja też się wśród nich znajdę, nie dlatego że byłam już wcześniej, ale dla tych kilku sekund kiedy to możemy wyłączyć całkowicie nasz umysł i cieszyć się ferajną barw, która na nas spada, dając na moment iluzję życia w innym świecie.


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty