Serwatka towarzyska-Recenzja filmu Woody Allena

Śmietanka Towarzyska- reż. Woody Allen Gravier Productions Perdido Productions- kadr z filmu.

Będąc na wakacjach uznałam, że nie mogę tylko pracować, więc wpadłam na genialny pomysł by trochę mój staż w klinice weterynaryjnej odreagować i wybrać się do kina w Zduńskiej Woli. Jako, że wyjątkowo nic nie było ciekawego w kinach postanowiłam pójść na "Śmietankę Towarzyską" Woody Allena. Jako, że była już 21:00 moja spostrzegawczość była nieco wyłączona i nie zauważyłam, że w poczekalni nikogo nie ma. Tak więc nawet nie jesteście sobie wstanie wyobrazić tego w jakim szoku byłam kiedy weszłam na salę kinową, a tam pusto. Autentycznie byłam sama jedna, chyba pierwszy raz w życiu i oglądałam film bez żadnego towarzystwa. Nie żeby to, nie miało pewnych swoich plusów.  Nikt mi nie gadał, nikt mi nie kaszlał, nie wiercił się,  nie zasłaniał ekranu, ani co najważniejsze nie szeleścił, a to oznacza, że mogłam całkowicie skupić się na seansie. I to spowodowało, że prawdopodobnie zauważyłam więcej błędów fabularnych i alleniznów niż zwykle oglądając filmy tego reżysera. 

Nie ukrywam, że filmy Allena od pewnego czasu nie były jakoś specjalnie najwyższych lotów, co więcej były bardzo słabą średniawką. W stylu obejrzyj widzu i zapomnij. Z masą filmowych gliczy i niespójności. Ku pewnemu pocieszeniu tu jest lepiej. Czy dużo? Nie bardzo... Ale sama fabuła jest znośna. Muzyka jest cudowna, kostiumy ładne, scenografia bardzo dopracowana.Śledząc historię można trafić na kilka scen, które są warte naszej uwagi. I to na tyle jeśli chodzi o plusy.

Bo największą bolączką tego filmu jest to, że jest nużący, a niektóre sceny przeciągane do bólu, by i tak zostać urwane, i zastąpione zupełnie innymi z niepasująca do siebie atmosferą. Jak przystało na produkcję Allena postaci znów są chodzącymi stereotypami, co wbrew pozorom działa na plus patrząc na całą konwencję zepsutego świata Hollywood.  Tak więc znów mamy tu szaraka, który nie może się odnaleźć by na końcu filmu całkowicie oddać się temu co wyśmiewał. Mamy inteligentną dziewczynę, która zatraca się w świecie nie pasującym do niej. Rekina biznesu, który ukrywa swoją drugą stronę charakteru, pod płaszczem buca żywcem wyciętego ze świata jaki swoimi czynami tworzy. A całość okraszona jest narracją z poza kadru samego Allena, co boli samo w sobie, bo łamie starą zasadę filmową "nie opowiadaj, pokazuj".

Przejdźmy do krótkiego streszczenia, tak więc mamy lata 30 XX wieku, złotą erę Hollywood. Matka głównego bohatera Bobby'ego, "naiwnego romantyka"(Jesse Eisenberg), dzwoni do swojego brata Philla (Steve Carell)- agenta gwiazd Hollywood, aby ten znalazł mu u siebie miejsce. Bobby szybko przekonuje się, że to co w gazetach wygląda na życie marzeń w mieście aniołów, tak naprawdę zbyt barwne nie jest. Na miejscu chłopak poznaje pewną siebie sekretarkę Vonnie (Kristen Stewart), w której zakochuje się bez pamięci. Dodatkowo w tle mamy prowadzoną historię rodzinny Bobby'ego na czele z jego starszym bratem Benem(Corey Stoll). Obie historie zbiegiem okoliczności niebawem połączą się, przynosząc nieoczekiwane dla wszystkich efekty. 
Kadr z filmu "Śmietanka Towarzyska"- reż. Woody Allen Gravier Productions Perdido Productions

Sama fabuła i jej prowadzenie nie jest złe, pomijając niepotrzebne sceny, a gra większości aktorów jest dobra. No właśnie większości! Ja nie wiem co miał w umyśle Allen kiedy wpadał na pomysł aby w rolę jednej z głównych postaci obsadzić Stewart. Nie chodzi o to, że mam awersje do tej aktorki. Tyle że ona po prostu wybitnie nie umie grać. Przez cały film ma minę jak by chciała się uśmiechnąć, ale bolał ją brzuch, na przemian z miną co ja w tym filmie robię. Jej "gra" jest na tyle manieryczna, że wyjątkowo mocno odstaje na własną nie korzyść. Wystarczająco mocno to się gryzie kiedy uświadomimy sobie, że pomiędzy postacią Stewart a Eisenberga powinno się czuć dużą chemię tak jak opisuje to wiele wzniosłych dialogów w tym filmie, a czego kompletnie nie było widać. Co więcej cały czas zastanawiałam się co takiego szczególnego dostrzegają inni w postaci Stewart czego ja nie widzę.

Czy w takim razie polecam ten film? Zaskoczę was ale tak. Bo jeśli przymkniemy oko, na grę Stewart i dialogi-aforyzmy rodem z książek Coelho, to zostanie nam prosty, łatwy i przyjemny film na wolne popołudnie. Tym bardziej, że ten film jest bezpiecznie dobry dzięki swojej lekkości i bezpretensjonalnej historii osadzonej w samym epicentrum burzy różnych uczuć i emocji.  Nie mogę tez nie wspomnieć o cudownie miękkim montażu który, przynosi miłe wytchnienie na tle innych jaskrawych produkcji. No i o genialnej jazzowej muzyce. tak więc w mojej końcowej ocenie jestem skłonna wystawić temu filmowi 7/10 gwiazdek.











Komentarze

Popularne posty